Anka – moja klientka i jednocześnie pracownik dużej korporacji umówiła się ze mną na kolejny coaching z zarządzania czasem. Zastałem ją z twarzą w dłoniach, wyraźnie zmartwioną, a nawet podłamaną. Zanim zdążyłem o cokolwiek zapytać, sama zaczęła:
– I co? Na nic te twoje treningi efektywności. Co prawda ułożyłam sobie fajnie życie i poradziłam z natłokiem zadań i stresem, ale były awanse w firmie? Były. Nagrody były? Były. I co? Znowu nie dla mnie.
– A próbowałaś poanalizować czym różnisz się od tych wybrańców?
– Aha, tak. Ja nie stwarzam pozorów. Skuteczne działanie potrzebne – proszę bardzo, zlecimy to zadanie Ance. Zebranie trzeba poprowadzić, no to przecież wiadomo – Anka w organizacji czasu jest najlepsza. Trudna analiza finansowa, kto ma najwięcej samodyscypliny – wiadomo, Anka, to dajmy to Ance. No pod tym kątem to mnie doceniają aż za bardzo.
Czy solidna robota, to wszystko?
I to znowu przypadek, z którym spotykam się za często… podzielę się własnymi spostrzeżeniami w tym temacie. Znam Ankę i wiem jak pracuje i to, że jak nikt inny zasługuje na awans. Znam tez parę innych osób, które dość szybko pną się po szczeblach kariery, choć zasługują na to…. hmmm… trochę mniej. Faktycznie czasem jest tak, że swojemu szczęściu trzeba pomóc w inny sposób. A ponieważ na tym blogu jesteśmy w gronie ambitnych osób, doceniających samorozwój, opowiem o moich przemyśleniach.
Kiedy pracowałem w korporacji, obserwowałem wiele razy podobną sytuację. Rozmawiając z przyjaciółmi, znajomymi, słyszę o tym cały czas. Ja jestem bardziej kompetentna, ale mnie nie awansują, mi nie dają podwyżki, tylko coraz więcej zadań.
I taka jest rzeczywistość. To trzeba zaakceptować, ale nie znaczy to , że mamy siedzieć i nic z tym nie robić. Nie wszyscy pracodawcy są idealni, nie zawsze dostrzegają nasze osiągnięcia.
Gdy tak nie jest postaraj się sama
Po pierwsze, pytanie: jeśli awansowali kolegę choć ma mniejsze kompetencje ode mnie , czy to źle? Ten kolega choć może mieć mniejszą wiedzę, to może ma inne cechy i walory , które za nim przemawiają na tym stanowisku.
Z drugiej strony, nie wiem, czy słyszeliście, ale istnieje powiedzenie, że awansuje się do momentu , aż jesteśmy niekompetentni. Tzn. często się uważa, że jeśli ktoś jest niesamowitym inżynierem, to może być świetnym menedżerem. Oczywiście jedno z drugim stanowiskiem nie ma nic wspólnego. Jednak w wielu firmach jest takie przekonanie.
Trzeba też pamiętać, że liczy się też nasz PR , który „uprawiamy” w firmie. Teoretycznie powinno się obyć bez niego, ale rzeczywistość nie jest tak prosta. To, że jesteśmy bardzo produktywni, wiele rzeczy robimy, to nie znaczy automatycznie, że zaczną nas doceniać. Jest przecież tak, że jeśli ktoś coś dostanie za darmo, to tego nie docenia. Podobnie jest z naszą pracą. Jeśli nie zawalczymy by inni ją docenili, to oni potraktują to jako dane, że się należy, że to nie jest jakiś duży wysiłek . Jak temu przeciwdziałać?
Po pierwsze mów głośno dookoła co zrobiłaś. Nie chodzi o chwalenie się, ale informowanie odpowiednich osób jak dużo pracy to Cię kosztowało, że to było ponadto, że odniosłaś jakiś sukces. Jeśli zrobiłaś jakieś usprawnienia, zrób podsumowanie i wyślij szefowi, niech wie… Jednym zdaniem: zadbaj , by o Twoich sukcesach wiedzieli Twoi przełożeni. Oczywiście liczy się umiar.
Nie bądź asystentką dla każdego
Bądź asertywna. Nie pozwól sobie na przyjmowanie każdego zadania, które Ci podrzucają. Jeśli to nie sprawia Ci frajdy, jeśli utrudnia Ci wywiązywanie się z obecnych zadań, jeśli nie ma w tym żadnych korzyści dla Ciebie, albo po prostu czujesz się wykorzystywana. Oczywiście nie zawsze można powiedzieć NIE…
Jeśli zdarza się, że w firmie nie doceniają Twoich zasług, to może czas zacząć szukać nowego pracodawcy. Co oczywiście nie znaczy, że nie należy się mocno starać jak najlepiej wywiązywać ze swojej pracy. To nie znaczy, że nie masz ulepszać siebie i tego w jaki sposób to robisz. Być może Twój obecny pracodawca tego nie doceni, ale jestem przekonany, wręcz wierzę, że opłaci Ci się to w przyszłości.
Pamiętaj, że mówienie głośnego NIE, a także zaznaczanie swojego zdania Tworzy Twój wizerunek i Twoją wartość. Wiem , że każdy z nas boi się tego. Jednak z doświadczenia własnego i moich klientów okazuje się, że sprzeciwianie się zleconemu zadaniu, jeśli nam nie odpowiada, albo mamy inne istotne powody, najczęściej kończy się dla nas dobrze. Oczywiście, nie oznacza to , że nie zrobimy tego zadania, choć często tak może być.
Szanuj siebie i nie pozwól , by zrobiono z Ciebie asystentkę każdego. To się zdarza często, gdy na wszystko się godzimy. To powoduje, że nie jesteśmy dostrzegani, a każdy korzysta z naszych usług za proste dziękuję. Wkurzamy się na innych , że nas wykorzystują, ale tak naprawdę jeśli spojrzeć prawdzie w oczy, to okazuje się, że sami to spowodowaliśmy, godząc się na wszystko.
Kolejna rzecz, to znać odpowiednie osoby w firmie i nie tylko. Stwórz sobie sieć kontaktów, która Cię wspiera. Mówię o Twoim bezpośrednim przełożonym, ale także szefie szefa. Pokaż im kim jesteś, rozmawiaj. Nie giń w tłumie!
Nie jest moim zamiarem zachęcanie Cię do rzucenia, czy zmiany pracy. Mówię o tym, byś szanowała nie tylko swoją firmę, nie tylko swojego szefa, ale i przede wszystkim siebie. Dzięki temu wszyscy wygracie. Bo to trochę jak z matką i dzieckiem. Jeśli matka dba tylko o dziecko a zapomina o sobie, to z czasem okaże się, że matka podupadnie na zdrowiu, a to zagrozi dziecku. Tak jak mówią w samolocie: najpierw matka, potem dziecko. Tak i w pracy: najpierw ja, potem firma.
A co Ty myślisz o „uprawianiu” PRu w firmie? Znasz kogoś kto ma świetny PR?
Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę: nawet jeśli uznasz, że ten artykuł nie jest dla Ciebie, ale znasz kogoś dla kogo mógłby być przydatny, to prześlij mu proszę link do niego. Podziel się nim na Facebooku, wyślij mailem. Będę Ci bardzo wdzięczny.
Grzesiu co za pierdoły piszesz. Jak wrócisz na Śląsk to conieco opowiem ci o pracy w korporach i awansowaniu. Wciskaj dalej Warszawiakom te głodne kawałki.
Głodne kawałki… nie mówię, że to działa w każdej firmie , natomiast znam przypadki gdzie takie podejście zadziałało…
ps. NWK : nie umiem się domyśleć skrótu… więc nie wiem kto…
zgadzam się w 100%.
tylko mysle o tym, ze awansujemy do momentu az jestesmy niekompetentni””, nie do konca to rozumiem
smutna ta historia Anki, zycze jej szybkiego Awansu, milej pracy i wielu sukcesow!!!
PR, asertywnosc, cechy przywodcze- ok, ale do pracy przychodzimy by… pracować.
bardzo ciekawy, fajny tekst, praktyczne spostrzenia. Jak zawsze zreszta!!!
pracownik’u,
O niekompetencji:
W Polsce, ale i na zachodzie w głównej mierze by zdobyć większe pieniądze, większy prestiż musimy się wspinać po drabinie do góry. I w związku z tym często się zdarza, że jakiś dobry pracownik dostaje coraz nowsze zadania, nowe funkcje… aż się okazuje, że go to przerasta (nie ma efektów, nie za bardzo sobie radzi). I wtedy zostajemy na tym stanowisku, choć sobie nie radzi. Nie widziałeś takiego przełożonego?
Nie ma w zachodnim świecie jeszcze kultury, że ceni się wybitnego eksperta poprzez prestiż i wynagrodzenie…
Pewnie, że do pracy przychodzimy pracować. To są tylko małe dodatki